sobota, 12 września 2015

Save the friendship - nowe fanfiction


Rozdział 1 - Spotkanie po latach



     Rok 2130. Według większości ludzi, lubiących fantazjować, rok, w którym można podróżować w czasie i podziwiać latające samochody. Dosyć daleka przyszłość, jednak nie tak kolorowa, jak się zwykle wydawało. Jedna z największych metropolii - Nowy Jork. Wieżowiec, przy wieżowcu, pełno fabryk, sieć ulic i ani jednego parku bądź zoo. A te wszystkie kilkometry kwadratowe otoczone ogromnym, betonowym murem. Patrząc na miasto z góry, można sobie wyobrazić, że to jedno, wielkie więzienie. Za murami: pustka. Wysuszona trawa, kilka drzew na krzyż i zero śladu życia. Cały Nowy Jork można było podzielić na części. Po obrzeżach: same wieżowce i mieszkania. Potem: rzędy fabryk, a w centrum sklepy, biura, szpitale, dworce i kina. Nie można już było kupić świeżego mięsa lub ziemniaków do zrobienia obiadu. Teraz wszystkie półki sklepowe wypełniało jedzenie w puszkach. Tak wyglądała ponura rzeczywistość. Jednak każdemu to odpowiadało.


     W jednej z dzielnic było cicho jak makiem zasiał. Taki spokój rzadko panował gdziekolwiek w Nowym Jorku. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Jednak tu mrok czaił się między starymi budynkami, które od pięciu lat wymagały remontu. Nad ziemią unosiła się lekka mgła. Chociaż równie dobrze mógł to być kurz lub dym, który przybył z cenrum. Średniej wysokości mężczyzna szedł krętymi ścieżkami między murami domostw. Ubrany był w bluzkę z któtkim rękawem i ciemne spodnie. Lekko rozwichrzoną, czarną czuprynę przykrywała czapeczka z militarnymi wzorami. Gdzieś w oddali zaszczekał pies. Mężczyzna zatrzymał się przed ładnie pomalowanymi, ciemnymi drzwiami. Takie porządne wejście mogła mieć tylko jedna osoba. Chłopak załomotał mosiężną kołatką. Dawno tutaj nie był. Nagle drzwi się otworzyły. Stanął w nich wysoki, około 21-letni mężczyzna w dokładnie wyprasowanym garniturze i czerwonym krawatem. Twarz raczej miał szczupłą i brązowe, lekko wchodzące w czerń włosy. Spojrzał na gościa swoimi niebieskimi oczami i spytał się:


- Czego ode mnie chcesz? - w tonie, w jakim to powiedział, można było odczytać  zirytowanie i zdziwienie. Przybyły trochę się zmieszał. Przed nim stał jego stary przyjaciel. Ten sam, z którym bawił się w dzieciństwie. Zawsze odrobinę przemądrzały, ale dobry, wierny kompan. W życiu osiągnął sukces.


- Po co przyszedłeś? Po tylu latach? - wysoki ponowił pytanie.


- Ja... Przepraszam. Minął szmat czasu, a ja ani razu cię nie odwiedziłem. Nie odezwałem się do ciebie, nawet nie zadzwoniłem. Kiedyś byliśmy sobie bardzo bliscy, jak bracia. Jestem okropnym przyjacielem, Kowalski. Nie to, co ty. - mężczyzna popatrzył na kolegę. Ten uśmiechnął się i gestem zaprosił go do środka. Korytarz wypełniały regały pełne książek. Przez to prawie nie można było zobaczyć, że ściany pomalowano na błękit. Dwaj mężczyźni weszli do salonu. Kowalski położył na stole ciasto i dwie herbaty. Obaj usiedli naprzeciw siebie na brązowej kanapie ze skóry. Kowalski popatrzył na przyjaciela. Średniego wzrostu, pulchna twarz, zielone oczy...


- A więc, Skipper... Przez osiem lat nie mieliśmy ze sobą kontaktu. Kiedy w moje trzynaste urodziny się pokłóciliśmy. Jesteś ode mnie starszy tylko o dwa miesiące, a zawsze uważałem cię za wzór. Myślałem, że chociaż do mnie napiszesz.


- Mówiłem, że przepraszam. Będziemy rozmawiać o tym, jaki jestem zły, czy odbudujemy naszą przyjaźń? - Skipper wziął łyk herbaty i zjadł kawałek ciasta czekadowego. Było pyszne. Czekoladowy biszkopt rozpływał się w ustach, pozostawiając po sobie lekki posmak ekstraktu waniliowego. - Sam robiłeś ciasto? Jest wyśmienite.


- Tak, to moja specjalność. - Kowalski zaczerwienił się, gdy usłuszał komplement. - - Nie jestem może mistrzem kuchni, ale to akurat mi wychodzi. Jedna z niewielu rzeczy, które można zrobić samemu, a nie kupić w plastikowym opakowianiu. Więc... Co porabiasz?


- Jestem szefem jednostki wojskowej. Jednak chcę się z tego wycofać. Wbrew pozorom, nie płacą za dużo, póki nie ma wojny. A ty?


- Dwa lata temu zacząłem pracę w lokalnym instytucie badawczym. Aktualnie pracuję nad wynalezieniem pierwiastka, który umie zatrzymać czas. Na jego temat istnieją  teorie. Można go uzyskać tylko sztucznie. Nie występuje w przyrodzie. - wyjaśnił dwudziesto-jedno latek typowym dla niego, naukowym tonem.


- Widzę, że dobrze się ustawiłeś. Czemu nie kupisz mieszkania w centrum? Jesteś nieźle nadziany. - zdziwił się Skipper. Nie rozumiał postępowania kolegi. Kto chciałby mieszkać w starym bloku na samym końcu miasta, tuż przy granicy?


- Tutaj jest o wiele spokojnej. Przynajmniej jest tu jeszcze trochę świeżego powietrza z zewnątrz. W centrum kurz i dym zdążyły utowrzyć nad budynkami coś w rodzaju kopuły. Źle się dzieje. Niedługo zgieniemy we własnych odpadkach. - Kowalski zastanowił się chwilę, co dalej powiedzieć. Dziwnie rozmawiało się z kimś, z kim przez dziesięć lat nie miało się kontaktu. - A tak na poważnie, to dlaczego przyszedłeś? W czym mam ci pomóc? Znam cię i wiem, że masz jakiś interes.


To pytanie zaskoczyło Skippera. Myślał, że jego przyjaciel go nie rozgryzie. Z jednej strony przyszedł tu, aby przeprosić, ale miał pewną sprawę.


- No dobrze. Jak już ci wspominałem,chcę rzucić pracę. Ale wtedy nie będę miał kasy. Zamierzam zrobić skok na bank. Nikt się nie dowie, że to ja. Ty musisz pomóc mi wkraść się do budynku. Znasz te zabezpieczenia, przecież sam je projektowałeś!


Kowalski poruszył się niespokojnie na sofie. Skipper - jego najlepszy przyjaciel chce okraść bank. Oczywiście, że go wytropią! Lokalni detektywi są nie do zagięcia!


- O, nie! Ja na pewno się pod tym nie podpiszę! Jestem naukowcem, nie złodziejem! Nie wierzę, że taki się stałeś! Nigdy byś nie obrabował nikogo! Ja...
ja po prostu nie wierzę!


- Proszę cię! Tylko ty możesz mi pomóc! Zatrzesz wszystkie ślady! Proszę! Masz wobec mnie dług, w podstawówce pomogłem ci wywinąć się po tym, jak zniszczyłeś Marlene plecak! Przyznałem się za ciebie! Wszyscy myśleli, że to ja! Pomogłem ci, więc teraz ty to zrób! - Skipper złożył ręce w błagalnym geście. Kowalski zauważył, że jest coraz bardziej zdesperowany. I w sumie: on nigdy mu w niczym nie pomógł. A Skipper oddałby za niego życie. Naukowiec nie mógł zawieść przyjaciela.


- Dobra, zgadzam się. Ale musisz dać mi czas na opracowanie strategii. Jeśli cokolwiek pójdzie nie tak, zamkną nas w  więzieniu, a ja stracę pracę i reputację. Już widzę ten nagłówek na tytułowych stronach gazet! "Kowalski - uzdolniony naukowiec czy złodziej?!" !!! Ktoś jeszcze ci pomaga?


- Pójdę do Rico i Szeregowego. Może się zgodzą.


- Co!? Do Szeregowego!? On ma szesnaście lat, to dopiero dzieciak! Nawet nie jest pełnoletni! Nie mieszaj go w to! Jego mama będzie się martwić! - wybuchnął Kowalski. Jeszcze tego brakuje, aby werbować niepełnoletniego do akcji skoku na bank.


- On jest mądry. Pomoże nam. Nigdy nas nie zawiódł.


- Bo był naiwny! Miał sześć lat.


- Może już świadomie decydować. Jest w liceum. A teraz wybacz, ale muszę już iść. Zadzwonię. - po tych słowach Skipper opuścił dom naukowca. On z kolei wstał i poszedł do swojego gabinetu na piętrze. Kowalski usiadł za biurkiem i zagłębił się w lekturze książki. Jednak coś nie dawało mu spokoju. Tym "czymś" była obietnica dana przyjacielowi.


- Co ty narobiłeś? Taki porządny z ciebie  człowiek Kowalski, wykształcony, masz cudowną pracę, duże zarobki... Po kiego grzyba ty się jeszcze mieszasz w kradzież? Co by powiedziała twoja mama? - mężczyzna pogrążył się w myśleniu. Skipper miał rację, gdyby nie on, musiałby odkupić Marlene plecak, a wtedy jego rodzina nie miała zbyt dużo pieniędzy. Kowalski pamiętał to, jakby to się wydarzyło wczoraj.


◆◆◆
Był pogodny dzień. Wszyscy uczniowie piątej klasy przebywali na boisku szkolnym. Kowalski siedział pod ścianą na betonie i czytał książkę do chemii dla początkujących. Nagle do niego podszedł Roy, najstarszy z chłopaków.


- Co jest Kow? Chodź, urządzamy konkurs rzucania plecakiem, będzie fajnie! Możesz się pouczyć w domu! - zawołał chłopak skacząc z podekscytowania.


- No nie wiem. Chciałem się trochę podszkolić w wiązaniach elektronowych, bo w końcu nuedługo idziemy do gimnazjum...


Ale Roy już złapał go za rękę i ciągnął w stronę Rico, Skippera, Burta, Bola i Lola. Skipper - najniższy z grupy, jednak bardzo zaradny i pomocny. Najlepszy przyjaciel Kowalskiego. Rico - jego włosy wyglądały, jakby coś w nich wybuchło. Część zastanawiała się nawet, czy je czesze. Bardziej Skipper się z nim przyjaźnił, niż Kowalski, ale Rico dobrze się sprawdzał w roli kumpla. Burt z kolei był najwyższy, lubił malować obrazy i całkiem nieźle mu to wychodziło. Wychowawczyni zawsze powtarzałe, że zostanie artystą. I wreszcie Bolo i Lolo - klasowe osiłki. Jednak nie byli to wszyscy chłopcy w tej klasie. Był jeszcze Joy, Kendall, Logan, Carlos, James , Rysiek, Mason, Edek, Julian oraz jego "poddani" Mort i Maurice. Nie można jeszcze zapomnieć o Hansie, Parkerze i Francisie. Trzej odwieczni wrogowie Skippera i Kowalskiego.
- No nareszcie przyszedłeś Kowalski! Nie pożałujesz, mamy nową zabawę! - odezwał się Skipper poklepując po plecach przyjaciela.


- A więc... Konkurs rzucania plecakiem?


- Kto dalej, ten wygrywa! To co, wchodzisz w to? - spytał Roy.


- No dobrze. Gdzie ten plecak? - Kowalski zaczął rozglądać się, w poszukiwaniu przedmiotu. Burt nie wiadomo skąd wyciągnął tornister. Jednak nie należał do niego. Był cały różowy, oblepiony naklejkami w księżniczki i cekinami. Tak świecił, że chłopak musiał przymknąć oczy.


- Ojeju, czyje to jest?! Nie mów, że przerzuciłeś się na jednorożce Burty...


- Nie, spoko. Mój plecak dalej jest czarny i mroczny. W sumie, to nie jestem pewiem, do kogo należy. Wydaje mi się, że do Marlenki.


- Nie możemy rzucać jej plecakiem! Jak nas zobaczy, to się wścieknie! - zaprotestował Kowalski.


- Dziewczyny są na drugim końcu boiska i skaczą na skakance. Nie połapią się. Popatrz... - Burt wziął z betonu duży kamień i mocno cisnął go w stronę dziewczynek. Ten odbił się kilka razy, tworząc charakterystyczny dźwięk i znieruchomiał. Dziewczyny jak skakały, tak skakały dalej.


- Okej, okej. Mogę zacząć? - spytał Kowalski coraz bardziej ekscytując się tą nową grą.


- Jasne. Proszę. - kolega wręczył Kowalskiemu plecak. Był dosyć ciężki przez te wszystkie książki, ale dało się unieść. Chłopak podniósł palec i sprawdził prędkość wiatru. Kowalski mocno złapał plecak i zaczął wirować wokół własnej osi. Poczuł, jak działa siła odśrodkowa. Tornister stawał się coraz lżejszy. Gdy Kowalski uznał, że już czas, wypuścił z rąk przedmiot. Ten poleciał daleko, aż spadł za boiskiem.


- Nieźle... - zagwizdał Skipper. - Czekaj, pójdę po niego.


Po kilku mintach Skipper wrócił,ale cały mokry. W rękach niósł przemoczony, brudny plecak.


- Trochę się pokomplikowało. Wpadł do sadzawki. Musiałem go wyłowić. Ale chyba  nie jest tak źle...


Kowalski przestraszony podszedł do przyjaciela i wziął od niego tornister. Powoli odpiął zamek. Wszystkie książki zostały doszczętnie zniszczone. Zabrzmiał dzwonek na lekcję. Chłopcy pobiegli do szkoły. Kowalski starał się wytrzeć plecak chusteczkami, ale na daremno. Więc po prostu położył ten dowód jego zbrodni pod ławką Marlene.   
     Było gorzej, niż ktokolwiek mógłby się spodziewać. Marlenka szlochała w kącie, Becky i Stacy próbowały ją pocieszyć, a wychowawczyni stała przy tablicy trzymając w rękach własność Marlene i po raz kolejny zadała to samo pytanie.


- Kto to zrobił?


Kowalski poczuł, że jemu też chce się płakać. On, pupilek pani, najlepszy z klasy, ma się teraz otwarcie przyznać, że rzucał czyimś plecakiem? Będzie musiał go odkupić, a jego rodzina nie ma dużo pieniędy! Ale nie było innego wyjścia. W końcu i tak prawda wyjdzie na jaw. Chłopak już chciał wstać, gdy odezwał się Skipper.


- Ja to zrobiłem. Chciałem zobaczyć, jak daleko umiem rzucać, więc rzuciłem plecakiem. Wpadł do sadzawki. Przepraszam Marlenko. Obiecuję, że odkupię ci tornister i książki, a nawet mogę go obrzucić brokatem.


Kowalski nie wierzył własnym uszom. Jego przyjaciel wziął winę na siebie. Nie musiał. Ale to zrobił. Najlepszy przyjaciel na świecie.
 
 
 
 
Tytuł może nie do końca pasuje, ale ma pewien związek. Super pisało się sceny z dzieciństwa. Czasem takie retrospekcje będą wracać. Jak Wam się podoba?
 

1 komentarz:

  1. Jestem, jestem i wciąż czytam. Nie spodziewałaś się, że wrócę co? a ja wcale nie wróciłam, po prostu byłam tu cały czas. Do wszystkich zaległych wpisów, bo nie chce mi się wklepywać kilku komentarzy:
    - reklama play'a - mam ją też na swoim blogu. boska, boska i jeszcze raz boska. Chcę tego smartfona i junior boxa też chcę.
    - fanfic (ten nowy) - pomysł jest super, a retrospekcja genialnie napisana. biedny Kowalski, ja ciekawa jestem co on teraz zrobi. I co będzie dalej. ale w sumie to debilny pomysł, to rzucanie cudzym plecakiem.
    -- Kowalski, opcje!
    PS skrobniesz do mnie jakiegoś maila?

    OdpowiedzUsuń